5!!!

Przed chwilą przypadkiem się zorientowałam, że dziś jest ten dzień! Ushiilandia kończy dziś 5 lat! Poważny wiek :) I poważna sprawa, bo o mały włos przegapiłabym ten fakt. Kto by pomyślał, że wytrwam tak długo?!

Zatem szykujemy urodzinową imprezę, zapraszam wszystkich moich Czytelników :) Będą różne zmiany, bo czas na powiew świeżości - niebawem, ale zanim to nastąpi będą oczywiście słodkości i prezenty! Nie przedłużając - przystępuję do pakowania i zapraszam Was na mały konkurs już wkrótce - zaglądajcie :)


Pozdrawiam - do zobaczenia bardzo niedługo!
ushii

Ach, jak pięknie!!!

Miały być szarości - ale przecież tak cudna jest pogoda za oknem, że szary zupełnie nie pasuje... to będą różowości! Wiem, wiem, znów kwiatki, ale tak piękne są, że nie mogłam ich nie pstryknąć... I dedykuję ten skromny bukiecik wszystkim, którzy mimo mojej ostatniej nieobecności jeszcze o mnie nie zapomnieli... dziękuję że nadal do mnie wpadacie w odwiedziny, że czytacie! A szczególnie mocno dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem. Jakże miło było je czytać!



I kropelka bieli...


A szarości będą, następnym razem :)
Pozdrawiam i życzę udanego weekendu wszystkim tu zaglądającym! I uciekam korzystać ze słonka :)
ushii

Zimowa (?) ślicznotka

Hm, post powstał dawno, jak były piękne zaspy śniegu, przy obecnej wiosennej raczej aurze trochę już tytuł ma nie na czasie... ale nowe leki zafundowały mi takie zawroty głowy, że komputera wcale prawie nie włączałam i nie wiedziałam, ze nic tu się nie opublikowało przez ponad dwa miesiące :( Cóż, pora to nadrobić i zmieniać już teraz tego nie będę. No to lecimy - choć wobec powyższego zacząć muszę nieco przewrotnie, od wiosennego zdjęcia, żeby tak nie było zupełnie nie na czasie :) Jak widać - taca trwa na posterunku, w wiosennym już wydaniu...


Tą tytułową ślicznotką rzecz jasna nie ja jestem, tylko szafeczka, który kilka miesięcy temu zawitała do nas. A "zimowa" - bo ubrałam ją w stosowne do pory roku dodatki... Jeszcze kilka dni i wiosna, więc dekoracje bożonarodzeniowe rzecz jasna dawno już schowane, a niedługo będzie już pora wyjmować króliczki i inne wielkanocne drobiazgi, ale kilka jeszcze ozdóbek zimowych mamy. Bo jakoś nie mogę się rozstać z wiklinową gwiazdką, czy szarymi akcentami (o których będzie jeszcze niebawem). No i ta wspomniana szafka właśnie.

A było tak. Potrzebowałam szafki na buty, ale takie gotowe i nowe mi nie pasowały, wolałam - jak zwykle - znaleźć coś starego i zaadoptować. Jakiś czas temu wymyśliłam sobie też szafeczkę do kącika A. - ale w zasadzie nie była mi tam niezbędna, więc był to projekt "na kiedyś tam". A tu proszę, tydzień chyba później trafiły mi się obie na raz, w przyjemnej cenie na dokładkę... Szafkę z przeznaczeniem na przedpokój wystarczyło skontrolować czy nie ma żadnych lokatorów i zaszpachlowac po nich dziurki, a potem pomalować i już...

Pamiętacie moje eksperymenty z mieszaniem farb? Zapowiadałam, że mam plan wykorzystać ich efekty i - tadam :)


I wreszcie do końca wyjaśnił się tytuł - jak widać zachciało mi się "norweskiego" zimowego wzorku na drzwiczkach. Wycięłam z balsy kształty, pomalowałam białą farbą i przykleiłam. Ale nie na stałe. I chyba słusznie, bo pewnie wraz z wiosną gwiazdki znikną (więc to już naprawdę ostatni moment na ten post :). Korci mnie na jakiś inny wzorek, hmmm...
 
W przedpokoju zrobiło się wesoło i kolorowo, niestety to wnętrze jest tak małe, że trudno zrobić tu przyzwoite zdjęcie dobrze prezentujące szafkę w miejscu docelowym. W dodatku nie do końca planowałam to miejsce na razie pokazywać, bo na swoją (kolejną) przemianę czeka widoczne tu krzeseło, a i malowanie widocznego poniżej starego wieszaka chodzi mi po głowie...ale niech tam :) Swoją drogą nigdy tej półki (kuchennej w oryginale, ale dobrze się sprawdza i w przedpokoju :) nie pokazywałam, więc skoro dziś ma swoja premierę to zdradzę, że to był pierwszy mebel w naszym mieszkaniu, hihi, łóżka nie było, stołu też, a ten staroć już wisiał...


Wracając jeszcze do zimowych klimatów - bo chyba więcej postów na ten temat już teraz nie będzie - to jednak znalazłam jedno uchowane zdjęcie ze świątecznych wypieków - tak wyglądają ciasteczka wypiekane przy pomocy formy, którą tutaj pokazywałam:


A skoro przy wypiekach jesteśmy... Staramy się unikać w diecie A. soli i cukru - wiadomo, nie serwujemy jej też żadnych przegryzek, chrupków i innych takich... Ale bez przesady - upiekłam pannie A. biszkopciki. Przepis to klasyk, ale "ku pamięci" go tu wrzucę - a i może komuś poza mną jeszcze się przyda? Robi się je błyskawicznie, do umycia po ich produkcji jest tylko miska, łyżka i mieszadło miksera, a zostały pokochane od pierwszego gryza :)

Biszkopciki (nie tylko) dla dzieci
  • 2 jajka
  • szczypta soli
  • 3 płaskie łyżki cukru *
  • ekstrakt waniliowy (lub cukier waniliowy)
  • 5 (raczej płaskich) łyżek mąki
1. Białka z solą ubić na pianę, dodawać cukier i ubić na sztywno. Na koniec dodać żółtka (po jednym) i ekstrakt.
2. Wymieszać delikatnie masę z przesianą mąką. Wykładać łyżką w odstępach na blachę wyłożoną papierem do pieczenia ** - z podanej ilości ciasta wychodzą dwie blaszki biszkoptów. Ja dodatkowo przygotowaną już do pieczenia blaszkę delikatnie potrząsam, tzn kręcę takie jakby kółeczka w poziomie - wówczas rozlewają się idealne kółeczka i nie trzeba używać żadnych rękawów cukierniczych itp gadżetów.
3. Piec w 150C ok 15min., do zezłocenia.
* W oryginale były 3 czubate łyżeczki i do tego cukier waniliowy, a spokojnie można zmniejszyć tą ilość bez straty dla smaku - więc pewnie następnym razem spróbuje dać jeszcze mniej cukru.
** Zaraz po wyjęciu blaszki z piekarnika podważam delikatnie biszkopciki nożem, wówczas ładnie odchodzą od papieru. Przy zdejmowaniu po ostygnięciu zostaje już niestety cienka warstewka ciasta na papierze. Wypróbowałam też specjalnie nabytą w tym celu silikonową matę do makaroników, ale wcale nie dochodziły od niej lepiej niż od papieru, więc się jej pozbyłam i zostałam przy patencie z nożem - moim zdaniem mniej zmywania, a efekt lepszy :)
Jak widać nie mają szansy długo przetrwać :)


A tak przy okazji - prezentuję moją nową miseczkę House Doctor... podobała mi się od dawna, ale cenę miała nieco przesadzoną moim zdaniem... a tu przypadkiem wpadła mi w ręce ostatnia sztuka w Redonionie przeceniona na 25zł. Zaszalałam, a co ;) Piękna jest! A mięta ponoć znów będzie modna w tym roku?


I na koniec jeszcze raz różowości, bo mocno turkusowo-miętowo się chyba zrobiło... A następnym razem będzie szaro, o.


Pozdrawiam,
ushii

PS
Mam wrażenie, że fotki po wrzuceniu do bloggera znów bardzo tracą na jakości :/